Info

Jeśli obchodzi Was coś konkretnego, nie zaglądajcie raczej do lat sprzed 2016 roku.
Jeśli obchodzi Was niedojrzały, paragimnazjalny weltschmertz, proszę bardzo, częstujcie się.
Obiecuję, że nowe posty będą już bardziej o czymś niż o moich garystuicznych rozterkach emocjonalnych i że ten świat jest taki be, fe i kto w ogóle zgodził się go wydać, przecież nikt tego nie kupi, a wydawca z pewnością zbankrutuje.
No, może oprócz tych milionów ludzi, którzy go kupią i którzy upewnią wydawcę w przekonaniu, że można drukować byle chłam, jeżeli subskrypcja jest obowiązkowa.
Powodzenia!

środa, 4 marca 2015

Przystankowy problem, esej i inne

...
Mój przystankowy problem okazał się jednak nierozwiązany.
Dzisiaj również chciałem wysiąść przystanek wcześniej. Zaniepokoiło mnie to. Czemu to się powtarza? Chodzi o to, że nie rozwiązałem moich spraw z poddawaniem się?
Mam jednak wrażenie, że tym razem to co innego. Ten sam objaw, inna przyczyna. Zdaje się, że kryje się pod tym coś głębszego, jednak nie wiem, co. Jeszcze nie miałem czasu, żeby o tym pomyśleć.

Esej.
Mamy napisać na polski rozszerzony. Pani powiedziała, że ma być to "esej naszego życia". Czyli tak dobry, że wszystkim buty spadną.
Jak niby mamy to zrobić? Omawiamy eseje, rozumiem. Ale, powiedzmy sobie szczerze, to będzie pierwszy esej w życiach większości z nas. Jakim cudem mamy napisać go wybitnie, skoro nigdy nawet nie próbowaliśmy? Od razu wymaga się od nas warsztatu?
Rozumiem, że mamy spróbować. Że mamy dać z siebie wszystko i postarać się najlepiej jak potrafimy. Ale i tak nie wiem, czy uda nam się osiągnąć zamierzony efekt.
A przecież pani sama mówiła, że można być nawet wybitnym twórcą z latami doświadczenia literackiego, a nie potrafić napisać dobrego eseju. Że do tego trzeba mieć talent, "to coś" w wersji specjalnej do eseju.
Mam czas "do połowy marca, ewentualnie do końca marca", jak to powiedziała nasza nauczycielka. Nawet nie wiem jeszcze, o czym mam napisać. Nawet nie wiem, jak to wszystko ma wyglądać.
Liberalna forma? Dowolna tematyka?
Ale ma być ciekawie. Ma być wielowątkowo.
A, no cóż, z wyrażaniem własnego poglądu raczej nie mam problemu.
W każdym razie, nadal nie do końca rozumiem, co jest dygresją, co nie jest. "Esej ma być pełen dygresji". Oczywiście dobry, mniej bądź bardziej schematyczny esej.
Ale co to znaczy dobry...?
Ech, mam z tym problem. Będę musiał dokładniej pomyśleć o temacie pracy.

Wypracowania
Skoro już jesteśmy przy pracach pisemnych na język polski... Nie oddaję żadnych prac na podstawę. To nieco wkurzające, bo potem dostaję 0 i mi średnia spada drastycznie, ale to nie jest aż tak ważne. Po pierwsze, w ogóle ich nie piszę. Nie siadam w domu i ich po prostu nie piszę.
Dziwne. Teraz mógłbym jakąś napisać.
Bo kiedy decyduję już, że napiszę jakąś pracę na polski, bo temat jest ciekawy i podoba mi się, to chcę ją napisać dobrze. A to wymaga pracy. A ja nie lubię się wysilać.
Z drugiej strony, jak piszę odwaloną pracę na temat, który mi się nie podoba, to potem ta praca wydaje mi się... taka zła. Źle napisana. Pusta. Głupia i bez sensu.
I nie chcę jej wtedy oddawać. (Mam taką jedną o bronowickiej chacie >~<)
Nie lubię oddawać złych prac.
Ale potem pani z podstawy polskiego je sprawdza i wstawia mi 80% (tak było na próbnej maturze z polskiego z CKE. Napisałem, wg mnie, beznadziejną pracę, w której brakowało spójności, jakiegokolwiek przejawu inteligencji czy logiki, jednak nauczycielka oceniła ją wysoko. Rozczarowało mnie to. Zła lub nic nie wnosząca praca nie powinna dostawać wysokich wyników. Nie powinno się popierać tekstów pustych i niczego nie zmieniających. Tekst musi mieć jakiś cel! Nie zgadzam się, że można pisać bez celu, gdyż wtedy praca nie ma sensu! Lecz oczywiście cel nie musi być wzniosły ani merytoryczny. Może być prosty, jak na przykład pozbycie się niechcianych emocji, podzielenie się przeżyciami czy poczucie ulgi. Tak zwane "wypisanie się").

Debata oksfordzka
*PS, bardzo brzydko graficznie wygląda ten spolszczony wyraz zaczerpnięty od nazwy brytyjskiej uczelni
Moja siostra uczestniczyła w warsztatach debaty oksfordzkiej. Pierwszy raz spotkałem się z tym pojęciem, więc poprosiłem, żeby mi je wyjaśniła. Pomysł bardzo mi się podoba, ale jako sposób przygotowania, nauki. Dobry sposób na nauczenie się wypowiadania swoich myśli efektywnie, kulturalnie; argumentowania logicznie, spójnie i przekonująco. Dobry sposób na poznanie kultury dyskusji.
Jednak nie widzę debaty oksfordzkiej jako sposobu na prowadzenie dyskusji, szczególnie wśród osób inteligentnych, lecz młodych, których opinie wciąż są elastyczne i nietrwałe. Oczywiście wielu z nas ma wyrobiony pogląd na daną sprawę. Ale czy naprawdę jesteście w stanie powiedzieć, że będziecie przy niej trwać uparcie do samego końca, nawet jeśli argumenty przeciwnej strony do was przemawiają?
Ja nie. Uważam, że zdolność adaptacji i zmiany percepcji jest jedną z najważniejszych zdolności w życiu inteligentnego człowieka. Argumenty drugiej strony mogą nas przekonać bądź nie, jednak jeśli im się uda, nie zamierzam trwać uparcie przy swoim. Moje zdanie można zmienić.
Oczywiście niechętnie zmieniam opinię i trzeba się naprawdę natrudzić, żeby przekonać mnie do jakiejś myśli, kiedy mam już ustalone pewne założenia. Jednak nie odrzucam zupełnie kontrargumentów. Staram się słuchać uważnie. Właśnie lubię, kiedy ktoś się ze mną "pokłóci" na jakiś temat. Nie mam tu na myśli kłótni i darcia się na siebie, przez "pokłócić się" rozumiem tutaj racjonalnie i pewnie przedstawić swój punkt widzenia, a potem wytłumaczyć stronie, dlaczego uważam tak, a nie inaczej. I absolutnie NIE wytłumaczyć, że ktoś myśli źle...! To, że myśli inaczej, nie znaczy, że źle! Nie można powiedzieć, że ktoś myśli błędnie, bo ma inną opinię niż my. Nie rozmawiam z ludźmi, którzy mówią, że ich opinia jest dobra, a wszystkie inne sugerują nieprawidłowy tok rozumowania.
W ogóle staram się patrzyć na wszystko przychylnie. Oczywiście robię wszystko, by przekonać kogoś do słuszności mojej wizji, jednak często zdarza się tak, że pewne argumenty opozycji obserwuję w świecie i uważam za rzeczywiste i istniejące, jednak nie przekonują mnie. Wtedy zawsze mówię, że faktycznie, zgadzam się, jest coś takiego, jednak... i tu kontynuuję swój wywód.
Często dyskusje ze mną kończą się impasem, gdyż każda ze stron pozostaje przy swojej racji. Okej, jednak moim zdaniem optymalnym wynikiem dyskusji powinno być przekonanie, przynajmniej częściowe, jednej strony do opinii strony drugiej. I to wcale nie musi być tak, że ja mam przekonać wszystkich do swojego zdania! To, czego mi właśnie brakuje to ktoś na tyle inteligentny, uparty i pewny, by to mnie przekonał. Wiem, że dla przeciętnego rozmówcy jestem raczej mało elastyczny. Jeśli się waha, nie jest pewien swojego zdania lub po prostu jego argumenty do mnie nie trafiają, to stoję twardo przy swoim. Jeśli dyskusja nie jest zażarta, to nie jest dyskusją, lecz rozmową.
Tak, wiem. Ciężki przypadek.
Bardzo chciałbym dyskutować z kimś, kto przekonałby mnie do zmiany punktu widzenia. Każdy, kto jest w stanie tego dokonać, zyskuje mój szacunek. Naprawdę.

Ale mówiłem o debacie oksfordzkiej, a skończyłem na dyskusji ze mną. Ech, mniejsza. Ktoś mi kiedyś powiedział, że płynna zmiana tematu jest cechą osób inteligentnych, dając mi tym samym idealną wymówkę do dowolnego odbiegania od tematu i jeszcze szczycenia się tym.
Uroczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz