Tekst, który musiałem napisać na przedmiot "Film i teatr" w 2016 roku. Nie wiedziałem, co mam napisać, męczyłem się długo z jakąś naukową formą, aż w końcu stwierdziłem: walę to, i napisałem o pociągowcach.
Oficjalnie ludzie tacy nie mają
nazwy, jako że nikt dotąd nie rozpatrywał zagadnienia pod kątem naukowym, a
nawet jeśli, to patrzono na nie z zupełnie innej perspektywy. W użyciu
potocznym utrwaliła się jednak nazwa "pociągowcy", więc z braku
wystarczająco trafnego odpowiednika naukowego tej nazwy będę dalej używał.
Kultura pociągowców jest stara jak
sama kolej. Dowodzą temu spostrzeżenia naocznych świadków oraz badania
wykazujące, że i dawniej grupy ludzi zachowywały się w pociągach w określony
sposób. Wtedy oczywiście nie funkcjonowało jeszcze pojęcie pociągowca, ale
bliższa obserwacja wzorców zachowania potwierdza, że w istocie chodziło o to
samo zjawisko. Dlaczego pociągi? Ponieważ są najlepiej przystosowane – mogą
poruszać się zarówno na krótkich, jak i na długich dystansach.
Jeszcze w poprzednim stuleciu normy
możliwych akcji pociągowniczych były wąskie, skostniałe niby wzorce i utarte
jak frazesy. Sprawiało to, że oczywistym dla wszystkich pasażerów było, kiedy mają
do czynienia z pociągowcem. W ogólnym mniemaniu utarło się jednak, że ten
przewidywalny, wzorcowy schemat stanowi przejaw pewnej kultury, więc
społeczeństwo, chcąc uchodzić za cywilizację wysoką i rozwiniętą, szanowało owe
jawne działania pociągownicze. Jak więc wyglądało zachowanie pociągowca? W
czasach oczywistości i pociągowniczego formalizmu osoby takie otwarcie
poruszały się w wagonach i między nimi, w zależności od sytuacji przybierając
różne maski. Wówczas były to przebrania łatwe do przejrzenia – pociągowcy nie
musieli przejmować się naturalnością roli, w jaką się wcielali. Czasem
przychodzili do jednego z przedziałów, kiwali głową pasażerom, skłaniali się
pasażerkom i z elegancją zdejmując kapelusz siadali wśród nich, milcząc
początkowo. Następnie zaczynali zabawiać towarzystwo przeróżnymi historiami,
gdyż to właśnie wypadało uczynić, oraz prześcigali się w wymienianiu
uprzejmościami z współpodróżnikami. Opowiadali skąd to jadą i dokąd się
wybierają (co oczywiście nie było prawdą, jako że podróże pociągowców nie mają określonego
miejsca docelowego) lub narzekali na brak komfortu przejazdu, zaznaczając przy
tym, iż dla dobra wyższego są w stanie znieść nawet najgorsze warunki. Po
pewnym czasie, najczęściej tuż przed tym, gdy konduktor przychodził sprawdzić
bilety, wstawali, żegnali się i udawali, że wysiadają na stacji, nawet machali
swoim współpasażerom przez okno z peronu, tylko po to, by za chwilę znów wsiąść
do tego samego pociągu, lecz do innego wagonu, być może także z inną
tożsamością. Nie zawsze jednak poruszali się w wagonach jako pasażerowie.
Często można było zauważyć ich spoconych, kręcących się w umorusanych węglem
ubraniach – byli wtedy palaczami zastępczymi lub pomocnikami palacza. Innym
razem nakładali wyblakłe czapeczki, przewieszali gwizdki przez szyje i stawali
się konduktorami. Łatwość przejrzenia tego przebrania polegała na tym, że
większość pociągowców nie znała się w najmniejszym stopniu na funkcjonawaniu
czy zasadach kolejnictwa, a zapytani przez pasażerów nawet o coś tak drobnego,
jak numer wagonu, mruczeli niewyraźnie lub plątali się w odpowiedziach, po czym
odburkiwali zdenerwowani, że nie mają czasu lub że pytanie jest nie na miejscu,
i jak najszybciej odchodzili.
Oczywiście dzisiejsze pociągownictwo
różni się w znacznym stopniu od tego sprzed lat. Dlaczego? Owa grupa, jak wiele
jej podobnych, musiała przejść ogromne zmiany nie tylko ze względu na wymianę
pokoleniową czy postęp technologiczno-komunikacyjny, ale również przez fakt, że
historia i rozwój cywilizacyjny wrzuciły jej przedstawicieli w zupełnie inny
kontekst społeczny. Dzisiaj, w dominującej kulturze zachodniej, kulturze z
jednej strony promującej różnorodność, z drugiej unifikującej i zacierającej
granice między innościami, pociągowcy nie są mile widziani. W kulturze, w
której publiczny nacisk kładziony jest na pozory uczciwości, szczerości oraz na
praworządność, a powszechnie potępiony został spryt otwartej manipulacji sytuacją,
członkowie tej grupy muszą ukrywać się, niemalże wtapiać w otoczenie, by
funkcjonować jakoś we współczesnym świecie. Jako grupa muszą dostosować się do
nowych warunków, aby przetrwać.
Zaostrzenie przepisów prawnych
dotyczących pociągów oraz mnogość przewozów organizowanych przez prywatne
koncerny także nie sprzyjają utrzymaniu ciekawej, choć często niezauważanej
kultury pociągowniczej.
Jako że dawniej społeczeństwo
tolerowało jawne przejawy pociągownictwa, przedstawiciele tej grupy nie musieli
obawiać się używania wyraźnych i jednoznacznych form. Współczesność nie jest
dla nich tak łaskawa. Lecz zanim przejdę do opisania trudności, jakie napotyka
obecnie przeciętny pociągowiec, oraz rozwiązań przez niego przyjętych,
chciałbym powiedzieć pokrótce o tym, z czego wywodzi się owa kultura i jakie są
jej warunki.
Jak i od czego dokładnie zaczęła się
ta aktywność nikt nie wie, zapewne nie pamiętają tego najstarsi pociągownicy, a
badacze kultury nadal spierają się co do jej genezy. Niektórzy uważają, że pionierem
ruchu był wielki artysta, starszy mężczyzna, przypuszczalnie z siwą brodą,
którego prawdziwe imię legendy i podania pociągownicze ukrywają pod pseudonimem
„J.”. Według opowieści pewnego dnia postanowił, że porzuci wszystko, co robił
do tej pory (nadal nie jest jasnym, czy pracował nad jakimś innym projektem i
przerwał go w połowie, czy zakończył to, co tworzył uprzednio, czy może tak
naprawdę nie osiągnął wcześniej niczego godnego uwagi) i poprowadzi grupę
zrzeszającą ludzi, dla których całym życiem są podróże pociągami. Nie było
wtedy jeszcze żadnych pasjonatów kolei, ale jego determinacja i moc stwórcza
artystycznej części duszy sprawiły, że zaczęły pojawiać się osoby poszukujące u
niego prawdziwości przeżyć i metody egzystencji. Jego nauki i sposób na życie,
a także przemyślenia dotyczące samej podróży zyskały ogromne poparcie wśród wędrowców,
i z nich właśnie utworzyła się pierwsza społeczność pociągownicza.
Nie wszyscy badacze jednak zgadzają
się z prawdziwością legend. Jak wszystkie legendy, mówią, i te mają w sobie
ziarno prawdy, lecz nie można rozumieć ich dosłownie. Mimo że liczni pociągowcy
opowiadają historie o J., a niemal wszyscy z pewnością przynajmniej o nich
słyszeli, stojący w opozycji do poprzednich naukowcy próbują wieloma środkami –
matematyczno-logicznymi, historycznymi oraz filozoficzno-paradoksalnymi –
udowodnić, że w rzeczywistości J. nie mógł istnieć, podając wiele uzasadnień
swoich wniosków. Prawdą jest, że nie można jednoznacznie stwierdzić, czy
kultura pociągownicza rozpoczęła się od legendarnego artysty znudzonego swymi
dotychczasowymi dziełami czy raczej rozwinęła się w wielu miejscach
jednocześnie, bez świadomości swojej tożsamości, a dopiero w późniejszych
stadiach i przy większych możliwościach komunikacyjnych utrwaliła się jako
jedna, w miarę spójna grupa.
Choć początki pociągownictwa
pozostają niejasne, ogólne zarysy funkcjonawania tej społeczności można łatwo
określić. Głównym celem jest podróż sama w sobie, podróż bez początku i końca,
a przynajmniej o początku, którego żaden pociągowiec nie pamięta i o końcu
nieokreślonym, zacierającym swoje granice i rozmywającym się w przyszłości
podróżniczej. Zjawisko można by dość trafnie nazwać podróżną nieskończoną, choć
fizycznie ma ona i początek i koniec.
Podróżowanie, jak wszyscy mam
nadzieję wiemy z doświadczenia, wymaga znacznej ilości nakładu finansowego.
Wyobrazić sobie więc można, ile kosztować mogłoby nieustanne przemieszczanie
się pociągami. Przeciętny pociągowiec natomiast wedle tradycji zaczyna swą wędrówkę
z niczym. Zdarza się, że dostaje niezbędne przedmioty, tak zwane wyprawki, od
starszych pociągowców, lecz zdarza się również, że musi radzić sobie samemu. Niezależnie
od tego czy wprawiony pociągowiec da początkującemu jakieś ułatwienia fizyczne,
takie jak jedzenie, ubranie, miejsce do spania, u każdego mentora młodzik
zdobywa doświadczenie i wiedzę, niezbędną do przetrwania w długiej podróży. Jaka
jest to wiedza? Cóż może być trudnego w przemieszczaniu się pociągiem?
Otóż największym współczesnym
problemem każdego pociągowca jest uniknięcie wykrycia. Członek tej społeczności
nie ma fizycznych pieniędzy, nie ma także wykupionego biletu, dlatego musi
znajdować przeróżne sposoby na zniknięcie z pola widzenia i wtopienie się w
otoczenie. Można powiedzieć, że poprzez doświadczenie i okazjonalną pomoc od
starszych pociągowców osobnik taki upodobnia się do kameleona.
Niestety teraz, kiedy przybieranie
masek pociągowniczych nie podoba się zarówno społeczeństwu, jak i przewoźnikom,
pociągowcy muszą zwracać dużo większą uwagę na realizm roli, w które się
wcielają. Niewystarczająca wiedza kolejowa, złe zgranie czasowe czy
nieprawdopodobność stroju mogą ich łatwo zdradzić, co pociąga za sobą ogromne
konsekwencje społeczne. Nakryty na pociągowaniu człowiek natychmiastowo
przestaje być godny zaufania, przez co zostaje wykluczony, wyalienowany, a
także ponosi surowe kary prawne. Nawet, jeśli uda mu się spłacić dług, zarówno
inni pociągowcy, jak i ogół społeczeństwa może mieć problemy z ponownym mu
zaufaniem. Dlatego właśnie pozostanie niewykrytym stanowi tak istotny element
podróży. Do tego jednak pociągowiec potrzebuje odpowiedniej mieszanki sprytu,
inteligencji i podstaw pociągowniczych. Choć dziś wśród zwyczajów
pociągownictwa panuje większe rozluźnienie, a pociągowcy mają dowolność co do
metody swoich działań, nadal istnieją pewne sztywne formy, które starsi
przekazują młodszym, dopiero zaczynającym swoją wyprawę. Owe formy mają ułatwić
rozpoczęcie przygody i pozwolić na szybkie i sprawne komunikowanie się z innymi
pociągowcami w całej społeczności, rozciągającej się na wiele narodów i państw,
przy czym nowi nie muszą obawiać się niezrozumienia. Sztampowe zachowania
pomagają im odnaleźć się w kulturze pociągowniczej tak długo, jak są potrzebne.
Po osiągnięciu pewnego poziomu wiedzy i doświadczenia w podróżowaniu młodzi
pociągowcy są w stanie naginać lub zmieniać schematy, tworząc zupełnie nową
jakość pociągownictwa i popychając całe podróżnictwo do przodu.
Główne techniki nie zmieniły się od
czasów akceptacji, zmianie uległy natomiast sposoby ich wykonywania. W
przedziałach nadal można spotkać osoby, które siadają na wolnym miejscu, nie do
końca przejmując się numeracją. Często mają przy sobie tylko małe bagaże i
opuszczają przedział zanim konduktor zdąży do niego dotrzeć. Zdarza się, że na
czas kontroli biletów wychodzą do łazienki, a ich rzeczy osobiste zajmują tak
mało miejsca, że pracownik pociągu nie orientuje się nawet, iż w przedziale
podróżuje jeszcze jedna osoba. Czasem, gdy obsługa pociągu jest na przerwie,
pociągowiec ubiera się na biało i zabiera wózek z napojami, przechodząc z nim
przez wszystkie wagony i w ten sposób zdejmując z siebie podejrzliwe
spojrzenia. Bywa, że ubrany w szary (ewentualnie szaroniebieski lub
szarozielony) kostium, powołując się na punkt pierwszy paragrafu 34 „Instrukcji
o prowadzeniu ruchu pociągów na PKP” R-1 (lub, zależnie od kraju, inne
rozporządzenie), podaje się za pracownika porządkowego bądź nadzorcę
technicznego. Tę drugą opcję wybiera znacznie mniejsza liczba osób, jako że stanowiska
nadzorcze wymagają specjalistycznej wiedzy, której większość nie posiada.
Niektórzy pociągowcy ulegają pokusie, by od czasu do czasu przywdziać mundur
lub koszulę i podać się za samego konduktora. O ile zagrają sprytnie i płynnie,
nie wzbudzają podejrzeń nawet wśród innych pracowników pociągu (często
tłumaczą, że są nowi w firmie).
Pociągownictwo wymaga wiele sprytu i
wysiłku. Choć ciągła podróż może wydawać się czymś fascynującym, należy
pamiętać, że podstawą skutecznego pociągowania jest ciężka praca i nieustanne
dostosowywanie się do sytuacji, bądź – co trudniejsze, a według części badaczy
zjawiska będące nawet jedynie czysto teoretyczną ideą – nieustanne dostosowywanie
sytuacji do siebie. Wielu pociągowców zapytanych bezpośrednio stwierdzi, że
chociaż pociągowanie sprawia im przyjemność i walczą każdego dnia, by uczynić
je najwznioślejszym celem i wypełnić szczęściem, długa podróż potrafi nie tylko
przysporzyć kłopotów, ale też ukazać istotę smutku, bólu i samotności. Zdarza
się, że osoby niewystarczająco silne postanawiają skończyć swą przygodę z
pociągownictwem po stosunkowo krótkim czasie. Prawdą jest, że jeśli raz
wsiądziesz do pociągu jako pociągowiec, nie masz prawa się poddawać. Jeśli
dobrze wykorzystujesz tę wędrówkę, żadna trudność nie może przeważyć radości z
podróży. Nie powiem: „w końcu zaczynasz tę podróż po coś”. Powiem, że skoro już
siedzisz w pociągu, to głupio byłoby z niego wyskakiwać. Lepiej pomęczyć się
trochę i odwiedzić miejsca, w których cię jeszcze nigdy nie było, nowe miejsca,
ciekawe miejsca.
Wszyscy jesteśmy pociągowcami. Koleje
losu, koleje życia, tor wyznaczony przez kogoś z góry – nieważne. W co kto tam
wierzy. Ważne jest, że podróżujemy, od początku, którego nie pamiętamy, do
końca nieokreślenie rozmywającego się w przyszłości. A podróżując jesteśmy
kameleonami, próbującymi przemknąć tą drogą bez kary.
Bibliografia
Kukulski J., Nowoczesne rozwiązania w kolejowym taborze pasażerskim, „Problemy
Kolejnoctwa”, zeszyt 154, ss. 61-74.
Instrukcja o prowadzeniu ruchu pociągów na PKP R-1, rozdz. 5, par. 34. [Dostępny w:] http://kolej.krb.com.pl/r1/rozdz5.htm, (dostęp: 30.05.2016).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz