Info

Jeśli obchodzi Was coś konkretnego, nie zaglądajcie raczej do lat sprzed 2016 roku.
Jeśli obchodzi Was niedojrzały, paragimnazjalny weltschmertz, proszę bardzo, częstujcie się.
Obiecuję, że nowe posty będą już bardziej o czymś niż o moich garystuicznych rozterkach emocjonalnych i że ten świat jest taki be, fe i kto w ogóle zgodził się go wydać, przecież nikt tego nie kupi, a wydawca z pewnością zbankrutuje.
No, może oprócz tych milionów ludzi, którzy go kupią i którzy upewnią wydawcę w przekonaniu, że można drukować byle chłam, jeżeli subskrypcja jest obowiązkowa.
Powodzenia!

niedziela, 6 listopada 2016

Peroformatyka życia w pociągach



Tekst, który musiałem napisać na przedmiot "Film i teatr" w 2016 roku. Nie wiedziałem, co mam napisać, męczyłem się długo z jakąś naukową formą, aż w końcu stwierdziłem: walę to, i napisałem o pociągowcach.


 
Oficjalnie ludzie tacy nie mają nazwy, jako że nikt dotąd nie rozpatrywał zagadnienia pod kątem naukowym, a nawet jeśli, to patrzono na nie z zupełnie innej perspektywy. W użyciu potocznym utrwaliła się jednak nazwa "pociągowcy", więc z braku wystarczająco trafnego odpowiednika naukowego tej nazwy będę dalej używał.
Kultura pociągowców jest stara jak sama kolej. Dowodzą temu spostrzeżenia naocznych świadków oraz badania wykazujące, że i dawniej grupy ludzi zachowywały się w pociągach w określony sposób. Wtedy oczywiście nie funkcjonowało jeszcze pojęcie pociągowca, ale bliższa obserwacja wzorców zachowania potwierdza, że w istocie chodziło o to samo zjawisko. Dlaczego pociągi? Ponieważ są najlepiej przystosowane – mogą poruszać się zarówno na krótkich, jak i na długich dystansach.
Jeszcze w poprzednim stuleciu normy możliwych akcji pociągowniczych były wąskie, skostniałe niby wzorce i utarte jak frazesy. Sprawiało to, że oczywistym dla wszystkich pasażerów było, kiedy mają do czynienia z pociągowcem. W ogólnym mniemaniu utarło się jednak, że ten przewidywalny, wzorcowy schemat stanowi przejaw pewnej kultury, więc społeczeństwo, chcąc uchodzić za cywilizację wysoką i rozwiniętą, szanowało owe jawne działania pociągownicze. Jak więc wyglądało zachowanie pociągowca? W czasach oczywistości i pociągowniczego formalizmu osoby takie otwarcie poruszały się w wagonach i między nimi, w zależności od sytuacji przybierając różne maski. Wówczas były to przebrania łatwe do przejrzenia – pociągowcy nie musieli przejmować się naturalnością roli, w jaką się wcielali. Czasem przychodzili do jednego z przedziałów, kiwali głową pasażerom, skłaniali się pasażerkom i z elegancją zdejmując kapelusz siadali wśród nich, milcząc początkowo. Następnie zaczynali zabawiać towarzystwo przeróżnymi historiami, gdyż to właśnie wypadało uczynić, oraz prześcigali się w wymienianiu uprzejmościami z współpodróżnikami. Opowiadali skąd to jadą i dokąd się wybierają (co oczywiście nie było prawdą, jako że podróże pociągowców nie mają określonego miejsca docelowego) lub narzekali na brak komfortu przejazdu, zaznaczając przy tym, iż dla dobra wyższego są w stanie znieść nawet najgorsze warunki. Po pewnym czasie, najczęściej tuż przed tym, gdy konduktor przychodził sprawdzić bilety, wstawali, żegnali się i udawali, że wysiadają na stacji, nawet machali swoim współpasażerom przez okno z peronu, tylko po to, by za chwilę znów wsiąść do tego samego pociągu, lecz do innego wagonu, być może także z inną tożsamością. Nie zawsze jednak poruszali się w wagonach jako pasażerowie. Często można było zauważyć ich spoconych, kręcących się w umorusanych węglem ubraniach – byli wtedy palaczami zastępczymi lub pomocnikami palacza. Innym razem nakładali wyblakłe czapeczki, przewieszali gwizdki przez szyje i stawali się konduktorami. Łatwość przejrzenia tego przebrania polegała na tym, że większość pociągowców nie znała się w najmniejszym stopniu na funkcjonawaniu czy zasadach kolejnictwa, a zapytani przez pasażerów nawet o coś tak drobnego, jak numer wagonu, mruczeli niewyraźnie lub plątali się w odpowiedziach, po czym odburkiwali zdenerwowani, że nie mają czasu lub że pytanie jest nie na miejscu, i jak najszybciej odchodzili.
Oczywiście dzisiejsze pociągownictwo różni się w znacznym stopniu od tego sprzed lat. Dlaczego? Owa grupa, jak wiele jej podobnych, musiała przejść ogromne zmiany nie tylko ze względu na wymianę pokoleniową czy postęp technologiczno-komunikacyjny, ale również przez fakt, że historia i rozwój cywilizacyjny wrzuciły jej przedstawicieli w zupełnie inny kontekst społeczny. Dzisiaj, w dominującej kulturze zachodniej, kulturze z jednej strony promującej różnorodność, z drugiej unifikującej i zacierającej granice między innościami, pociągowcy nie są mile widziani. W kulturze, w której publiczny nacisk kładziony jest na pozory uczciwości, szczerości oraz na praworządność, a powszechnie potępiony został spryt otwartej manipulacji sytuacją, członkowie tej grupy muszą ukrywać się, niemalże wtapiać w otoczenie, by funkcjonować jakoś we współczesnym świecie. Jako grupa muszą dostosować się do nowych warunków, aby przetrwać.
Zaostrzenie przepisów prawnych dotyczących pociągów oraz mnogość przewozów organizowanych przez prywatne koncerny także nie sprzyjają utrzymaniu ciekawej, choć często niezauważanej kultury pociągowniczej.
Jako że dawniej społeczeństwo tolerowało jawne przejawy pociągownictwa, przedstawiciele tej grupy nie musieli obawiać się używania wyraźnych i jednoznacznych form. Współczesność nie jest dla nich tak łaskawa. Lecz zanim przejdę do opisania trudności, jakie napotyka obecnie przeciętny pociągowiec, oraz rozwiązań przez niego przyjętych, chciałbym powiedzieć pokrótce o tym, z czego wywodzi się owa kultura i jakie są jej warunki.
Jak i od czego dokładnie zaczęła się ta aktywność nikt nie wie, zapewne nie pamiętają tego najstarsi pociągownicy, a badacze kultury nadal spierają się co do jej genezy. Niektórzy uważają, że pionierem ruchu był wielki artysta, starszy mężczyzna, przypuszczalnie z siwą brodą, którego prawdziwe imię legendy i podania pociągownicze ukrywają pod pseudonimem „J.”. Według opowieści pewnego dnia postanowił, że porzuci wszystko, co robił do tej pory (nadal nie jest jasnym, czy pracował nad jakimś innym projektem i przerwał go w połowie, czy zakończył to, co tworzył uprzednio, czy może tak naprawdę nie osiągnął wcześniej niczego godnego uwagi) i poprowadzi grupę zrzeszającą ludzi, dla których całym życiem są podróże pociągami. Nie było wtedy jeszcze żadnych pasjonatów kolei, ale jego determinacja i moc stwórcza artystycznej części duszy sprawiły, że zaczęły pojawiać się osoby poszukujące u niego prawdziwości przeżyć i metody egzystencji. Jego nauki i sposób na życie, a także przemyślenia dotyczące samej podróży zyskały ogromne poparcie wśród wędrowców, i z nich właśnie utworzyła się pierwsza społeczność pociągownicza.
Nie wszyscy badacze jednak zgadzają się z prawdziwością legend. Jak wszystkie legendy, mówią, i te mają w sobie ziarno prawdy, lecz nie można rozumieć ich dosłownie. Mimo że liczni pociągowcy opowiadają historie o J., a niemal wszyscy z pewnością przynajmniej o nich słyszeli, stojący w opozycji do poprzednich naukowcy próbują wieloma środkami – matematyczno-logicznymi, historycznymi oraz filozoficzno-paradoksalnymi – udowodnić, że w rzeczywistości J. nie mógł istnieć, podając wiele uzasadnień swoich wniosków. Prawdą jest, że nie można jednoznacznie stwierdzić, czy kultura pociągownicza rozpoczęła się od legendarnego artysty znudzonego swymi dotychczasowymi dziełami czy raczej rozwinęła się w wielu miejscach jednocześnie, bez świadomości swojej tożsamości, a dopiero w późniejszych stadiach i przy większych możliwościach komunikacyjnych utrwaliła się jako jedna, w miarę spójna grupa.
Choć początki pociągownictwa pozostają niejasne, ogólne zarysy funkcjonawania tej społeczności można łatwo określić. Głównym celem jest podróż sama w sobie, podróż bez początku i końca, a przynajmniej o początku, którego żaden pociągowiec nie pamięta i o końcu nieokreślonym, zacierającym swoje granice i rozmywającym się w przyszłości podróżniczej. Zjawisko można by dość trafnie nazwać podróżną nieskończoną, choć fizycznie ma ona i początek i koniec.
Podróżowanie, jak wszyscy mam nadzieję wiemy z doświadczenia, wymaga znacznej ilości nakładu finansowego. Wyobrazić sobie więc można, ile kosztować mogłoby nieustanne przemieszczanie się pociągami. Przeciętny pociągowiec natomiast wedle tradycji zaczyna swą wędrówkę z niczym. Zdarza się, że dostaje niezbędne przedmioty, tak zwane wyprawki, od starszych pociągowców, lecz zdarza się również, że musi radzić sobie samemu. Niezależnie od tego czy wprawiony pociągowiec da początkującemu jakieś ułatwienia fizyczne, takie jak jedzenie, ubranie, miejsce do spania, u każdego mentora młodzik zdobywa doświadczenie i wiedzę, niezbędną do przetrwania w długiej podróży. Jaka jest to wiedza? Cóż może być trudnego w przemieszczaniu się pociągiem?
Otóż największym współczesnym problemem każdego pociągowca jest uniknięcie wykrycia. Członek tej społeczności nie ma fizycznych pieniędzy, nie ma także wykupionego biletu, dlatego musi znajdować przeróżne sposoby na zniknięcie z pola widzenia i wtopienie się w otoczenie. Można powiedzieć, że poprzez doświadczenie i okazjonalną pomoc od starszych pociągowców osobnik taki upodobnia się do kameleona.
Niestety teraz, kiedy przybieranie masek pociągowniczych nie podoba się zarówno społeczeństwu, jak i przewoźnikom, pociągowcy muszą zwracać dużo większą uwagę na realizm roli, w które się wcielają. Niewystarczająca wiedza kolejowa, złe zgranie czasowe czy nieprawdopodobność stroju mogą ich łatwo zdradzić, co pociąga za sobą ogromne konsekwencje społeczne. Nakryty na pociągowaniu człowiek natychmiastowo przestaje być godny zaufania, przez co zostaje wykluczony, wyalienowany, a także ponosi surowe kary prawne. Nawet, jeśli uda mu się spłacić dług, zarówno inni pociągowcy, jak i ogół społeczeństwa może mieć problemy z ponownym mu zaufaniem. Dlatego właśnie pozostanie niewykrytym stanowi tak istotny element podróży. Do tego jednak pociągowiec potrzebuje odpowiedniej mieszanki sprytu, inteligencji i podstaw pociągowniczych. Choć dziś wśród zwyczajów pociągownictwa panuje większe rozluźnienie, a pociągowcy mają dowolność co do metody swoich działań, nadal istnieją pewne sztywne formy, które starsi przekazują młodszym, dopiero zaczynającym swoją wyprawę. Owe formy mają ułatwić rozpoczęcie przygody i pozwolić na szybkie i sprawne komunikowanie się z innymi pociągowcami w całej społeczności, rozciągającej się na wiele narodów i państw, przy czym nowi nie muszą obawiać się niezrozumienia. Sztampowe zachowania pomagają im odnaleźć się w kulturze pociągowniczej tak długo, jak są potrzebne. Po osiągnięciu pewnego poziomu wiedzy i doświadczenia w podróżowaniu młodzi pociągowcy są w stanie naginać lub zmieniać schematy, tworząc zupełnie nową jakość pociągownictwa i popychając całe podróżnictwo do przodu.
Główne techniki nie zmieniły się od czasów akceptacji, zmianie uległy natomiast sposoby ich wykonywania. W przedziałach nadal można spotkać osoby, które siadają na wolnym miejscu, nie do końca przejmując się numeracją. Często mają przy sobie tylko małe bagaże i opuszczają przedział zanim konduktor zdąży do niego dotrzeć. Zdarza się, że na czas kontroli biletów wychodzą do łazienki, a ich rzeczy osobiste zajmują tak mało miejsca, że pracownik pociągu nie orientuje się nawet, iż w przedziale podróżuje jeszcze jedna osoba. Czasem, gdy obsługa pociągu jest na przerwie, pociągowiec ubiera się na biało i zabiera wózek z napojami, przechodząc z nim przez wszystkie wagony i w ten sposób zdejmując z siebie podejrzliwe spojrzenia. Bywa, że ubrany w szary (ewentualnie szaroniebieski lub szarozielony) kostium, powołując się na punkt pierwszy paragrafu 34 „Instrukcji o prowadzeniu ruchu pociągów na PKP” R-1 (lub, zależnie od kraju, inne rozporządzenie), podaje się za pracownika porządkowego bądź nadzorcę technicznego. Tę drugą opcję wybiera znacznie mniejsza liczba osób, jako że stanowiska nadzorcze wymagają specjalistycznej wiedzy, której większość nie posiada. Niektórzy pociągowcy ulegają pokusie, by od czasu do czasu przywdziać mundur lub koszulę i podać się za samego konduktora. O ile zagrają sprytnie i płynnie, nie wzbudzają podejrzeń nawet wśród innych pracowników pociągu (często tłumaczą, że są nowi w firmie).
Pociągownictwo wymaga wiele sprytu i wysiłku. Choć ciągła podróż może wydawać się czymś fascynującym, należy pamiętać, że podstawą skutecznego pociągowania jest ciężka praca i nieustanne dostosowywanie się do sytuacji, bądź – co trudniejsze, a według części badaczy zjawiska będące nawet jedynie czysto teoretyczną ideą – nieustanne dostosowywanie sytuacji do siebie. Wielu pociągowców zapytanych bezpośrednio stwierdzi, że chociaż pociągowanie sprawia im przyjemność i walczą każdego dnia, by uczynić je najwznioślejszym celem i wypełnić szczęściem, długa podróż potrafi nie tylko przysporzyć kłopotów, ale też ukazać istotę smutku, bólu i samotności. Zdarza się, że osoby niewystarczająco silne postanawiają skończyć swą przygodę z pociągownictwem po stosunkowo krótkim czasie. Prawdą jest, że jeśli raz wsiądziesz do pociągu jako pociągowiec, nie masz prawa się poddawać. Jeśli dobrze wykorzystujesz tę wędrówkę, żadna trudność nie może przeważyć radości z podróży. Nie powiem: „w końcu zaczynasz tę podróż po coś”. Powiem, że skoro już siedzisz w pociągu, to głupio byłoby z niego wyskakiwać. Lepiej pomęczyć się trochę i odwiedzić miejsca, w których cię jeszcze nigdy nie było, nowe miejsca, ciekawe miejsca.
Wszyscy jesteśmy pociągowcami. Koleje losu, koleje życia, tor wyznaczony przez kogoś z góry – nieważne. W co kto tam wierzy. Ważne jest, że podróżujemy, od początku, którego nie pamiętamy, do końca nieokreślenie rozmywającego się w przyszłości. A podróżując jesteśmy kameleonami, próbującymi przemknąć tą drogą bez kary.


Bibliografia
Kukulski J., Nowoczesne rozwiązania w kolejowym taborze pasażerskim, „Problemy Kolejnoctwa”, zeszyt 154, ss. 61-74.
Instrukcja o prowadzeniu ruchu pociągów na PKP R-1, rozdz. 5, par. 34. [Dostępny w:] http://kolej.krb.com.pl/r1/rozdz5.htm, (dostęp: 30.05.2016).